top of page

Zmieniasz swój świat?


ree

Deszczowo. I bardzo dobrze. Siedzę w domu i od rana piszę. Piszę, litery spływają na papier (ten na monitorze, choć wkrótce przyjdzie też pora na tradycyjny list, wszak jest wtorek – dzień pisania listów). Kartka zapełnia się wersami, z czystej bieli zmienia się w szlak symboli rozumianych przez tych, którzy potrafią czytać i znają język. Zastanawiam się nad sensem symboli. Z jednej strony to piękna i ogromna wiedza, pomagająca nam odnaleźć się w gąszczu świata. A z drugiej pewien koncept, który uwiliśmy sobie, by zrozumieć to, co sami skomplikowaliśmy.

W komplikowaniu bowiem jesteśmy jako gatunek mistrzami.


Wiem, że entropia ciągle rośnie, ale wiem też, że entropia jest kolejnym programem, który stworzyliśmy,by zrozumieć to, co tworzymy. Kwadratura koła. Odpowiedź na to, jak jeszcze bardziej skomplikować to, co sami skomplikowaliśmy. Pytanie brzmi, czy można wytworzone przez nas – w stanie chaosu, powiększającej się entropii - narzędzia wykorzystać do wyjścia z zagubienia, chaosu, niezrozumienia? Czy coś, co powstało w rzeczywistości, do której sami doprowadziliśmy, może służyć do wyjścia z niej? Czy można – niczym baron Munchausen – wyciągnąć się za włosy z tego bagna?


Wierzę głęboko, że można. Że w chwilach przebłysków widzimy rzeczywistość taką, jaką ona jest naprawdę. Że możemy przebić się przez mgłę ułudy i dojrzeć to, co za nią. Niczym w Avalonie – unieść zasłonę mgły i znaleźć się – choć na chwilę – w innej rzeczywistości.


Wierzę też głęboko, że projektujemy sobie rzeczywistość. Oj, nie podobało mi się bardzo taka myśl. Bo jakże to tak, krzyczała we mnie niezgoda, sama sobie wyprojektowałam te trudy?! Nie byłam gotowa przyjąć, że to ja sama sobie wylałam na głowę wiadro brudów. To ja stworzyłam sobie pracę, w której gniecie mnie system?Sama wyprojektowałam sobie takie a nie inne wydarzenia w dzieciństwie? Sama stworzyłam niewspierające przekonania? Było trudno poskładać to wszystko w całość.


Rozprawienie się ze swoim ego wymaga odwagi. Z jednej strony chcemy o sobie myśleć dobrze. To pomaga w codziennym życiu. I nie chodzi o to, by myśleć o sobie źle. O nie, zupełnie nie o to. Chodzi o to, by pozbyć się iluzji. I by zaakceptować te trudne oblicza naszej osobowości. By zaakceptować, że zazdrościmy. Że nie lubimy. Że mamy ochotę komuś przyłożyć. Że życzymy komuś źle. Że kłamiemy. I znowu – nie, nie namawiam do tego. Twierdzę jedynie, że emocje i uczucia do nas przychodzą. Przychodzą do nas myśli. Ale po pierwsze nie jesteśmy tymi uczuciami, emocjami i myślami. A po drugie wcale nie musimy wprowadzać w czyn logicznych skutków tychże uczuć czy myśli.


Z drugiej strony bywa, że myślimy o sobie źle. A to, że nie potrafimy, że mamy wdrukowany błąd, że się mylimy, zapominamy, złościmy, że jesteśmy podszyci tchórzem. Że nie zasługujemy. Że jesteśmy niewystarczający, by coś osiągnąć, dostać, zrealizować. Że jesteśmy gorsi, źli, niegodni miłości, uwagi, zainteresowania. Że się nie nadajemy. Że nasze życie było, jest i będzie szare i byle jakie. Och, jest tego więcej. Tworzymy takich afirmacji miliony. Tworzymy i w nie wierzymy.


A skoro wierzymy, to dostrzegamy wokół tylko te sytuacje, które to potwierdzają. Co z kolei sprawia, że wierzymy jeszcze bardziej. I koło się zamyka.


Jak wspomniałam wcześniej. Można się wyciągnąć za własne włosy z tego bagna. Praca z przekonaniami jest tu narzędziem idealnym. Dopiero co ukończyłam kurs pracy z przekonaniami, co dało mi możliwość głębszego wejrzenia w te kwestie. Niesamowitym jest fakt, że układamy sobie i snujemy – często przez całe życie – narracje, które nijak nie mają się do rzeczywistości. Jakbyśmy nakładali jakiś filtr, przez który patrzmy na świat.


I tak właśnie jest. Bez „jakby”. Nakładamy filtr interpretacji, przekonań i się dziwimy, że świat jest taki, a nie inny. Wierzymy, że jest właśnie taki. Nie wierzymy, że można go zmienić. Wydaje się nam, że zmiana – jeśli jest jakakolwiek na nią szansa – może przyjść jedynie z zewnątrz. A tymczasem mamy wszystko, co potrzebne do dokonania tejże zmiany.


I jeśli z tego nie korzystamy, odpowiedzialność należy do nas. Jak zawsze zresztą. To nasza decyzja. I raczej nie mamy prawa do narzekania, że nic się nie zmienia. Jakże ma się zmienić, skoro my się nie zmieniamy? Już Albert Einstein twierdził, że :szaleństwem jest robić wciąż to samo i oczekiwać różnych rezultatów”.


Zatem pytanie dotyczy być może naszego szaleństwa? Może chcielibyśmy, by nasze życie się zmieniło bez zmiany naszego zachowania, naszego myślenia? Cóż, to, czy zmieni się film na ekranie, zależy od osoby, która wciśnie przycisk na pilocie. Tą osobą jesteś Ty.

Komentarze

Oceniono na 0 z 5 gwiazdek.
Nie ma jeszcze ocen

Oceń
bottom of page