top of page

Drobne zmiany


ree

Nie potrafię ( i w sumie nie chcę) nacieszyć się swoim odświeżonym miejscem do pracy. Niby ten kącik był to długie lata, a jednak niewielki lifting zmienił go nie do poznania. I takie drobne zmiany potrafią bardzo cieszyć. Lubię tu i pracować, i zagłębić się w fotelu z książką w dłoni, i po prostu siedzieć i pozwolić, by swobodne myśli krążyły nade mną i spływały do głowy nowe pomysły.


I tak sobie myślę, że taki kącik do pracy, nauki, tworzenia jest szalenie ważny.


Pamiętam, jak schodziłam – pracując jeszcze w szkole – w wypracowaniami na dół, do pokoju dziennego, bo siedzenie przy biurku nie wpływało na mnie dobrze. Nie chciało mi się tu pracować. I nie dość, że miejsce do pracy nie było wykorzystywane, to jeszcze przestrzeń do odpoczynku kalana była pracą.


Piszę: kalana nie z uwagi na pogardę do pracy, a z uwagi na to, że przestrzeń wypoczynku winna być przestrzenią wypoczynku. Tak uważam i tak chciałam robić. A jednak – pomimo posiadania miejsca do pracy – rzadko z niego korzystałam.


Teraz wiem, że przede wszystkim chodziło o siedzisko. Krzesło jest dla mnie bardzo oficjalne. Sztywne. Pomimo skórzanego siedziska, pięknego wyglądu dębowego drewna, nie umiałam na nim długo wysiedzieć. Teraz zagnieżdżam się w fotelu i nie chce mi się opuszczać tego miejsca. Mam ochotę pracować i pracować. Tworzyć. Pisać. Nagrywać. Publikować.


Czasem tak w sumie niewiele brakuje do ideału. I z niewiadomego powodu nic z tym nie robimy. Czujemy, że coś jest nie tak, ale nie robimy nic, by to zmienić. Cóż z tego, że co jakiś czas oglądałam wygodne krzesła i fotele do pracy. Cóż z tego, że zastanawiałam się, co powiesić na ścianach, by nie było surowo i pusto. Myślałam o tym, ale nie wprowadzałam pomysłów w czyn.


Teraz, na nowym fotelu, przed przestawionym stołem do pracy, otulona pojawiającymi się na ścianach moimi obrazami, z uroczą lampką przy fotelu, czuję, że to moje miejsce.


To nie tylko o biurko chodzi. Chodzi też o nasze podejście do naszego własnego życia. Przeczuwamy, że powinniśmy coś zmienić. Widzimy, że coś nie gra. Mamy wizję piękniejszego życia... I nic nie robimy, by dokonać zmian.


Bo inni mają gorzej (jakby to poprawiło nasz stan), bo może po urlopie (jakby urlop był gwarantem zwiększonej energii), bo może wcale nie potrzebuję (jakby życie było po to, by je odkładać na później) etc.


Wymówki mają to do siebie, że przychodzą całymi stadami, jak szpaki. Obsiadają gałęzie drzewa i tkwią. A mu z nimi. Jesteśmy jak to drzewo z wieloma pomysłami, myślami, wątpliwościami i nie możemy nic zrobić. Nie dlatego, że obsiadły nas szpaki. A dlatego, że nie strącamy ich. A wystarczy poruszyć jedną czy drugą gałęzią. Wystarczy chcieć. Wystarczy się ruszyć.


Wiem, czasem bywa trudno. Wiem, czasem trzeba hierarchizować potrzeby. Wiem, czasem się nie chce.


A jednak zadaję sobie pytanie, czy życie jest po to, by z niego nie korzystać? Czy naprawdę trzeba się samobiczować i ograniczać?


Nie mówię o tym, że trzeba koniecznie i szybko mieć wszystko. Mówię o tym, że można zmienić swoje życie dzięki drobiazgom. To może jeszcze nie jest dobrostan. To jest może troszkę hedonistyczne. Ale od czegoś warto zacząć. Jeśli trudno zaczynać od sensu życia, to może zacząć od tego, co sprawia przyjemność? Od ładnego obrazka, od delikatnej apaszki, od dobrej książki czy dobrego filmu, od zachodu słońca nad wodą... Czasem nasz komfort życiowy podnosi się w związku z przeorganizowaniem kącika do pracy.


Pracuję w dużej mierze w domu. Dla mnie więc to miejsce do pracy jest ważne. Ważne jest, by stworzyć sobie przestrzeń, w której jest nam dobrze. Dla jednego mogą to być intensywne kolory, dla drugiego – stonowane; dla jednego – piękne przedmioty wokół, dla drugiego – oszczędnie i ascetycznie; dla jednego drewno i welur, dla drugiego – marmur i metal. Nie ma znaczenia, co lubisz. Ważne, by się tym otaczać.


Oczywiście, mam świadomość, że to nie jest najważniejsze. Jeśli potrafisz wejść na poziom, na którym nie masz już przywiązania do tego, co ziemskie – świetnie. Ale nie oszukujmy się, jesteśmy tu, bo jeszcze te przywiązania mamy... I choć także zdaję sobie sprawę z tego, że w ostateczności nie ma większego znaczenia, co nas otacza, to jednak jeśli nie potrafimy wznieść się ponad to, warto tę przestrzeń dostosować do swoich potrzeb i upodobań.


Póki tu jesteśmy, korzystamy ze zmysłów. Wolimy patrzeć na ładne (według nas) rzeczy, czuć miłe aromaty, słyszeć wspierające dźwięki. Dlaczego więc nie wykorzystać tego w codzienności?


Dlaczego – chociaż wiemy, co lubimy – nie otaczamy się tym? To jakiś rodzaj umartwiania?


Siedzę w swoim fotelu, widzę odbijające się w monitorze blaski z kryształowej lampki, zerkam na obrazy i uśmiecham się do siebie. Dobrze mi w ty miejscu do pracy. I praca stała się przyjemniejsza. Czego i Tobie życzę. Nie tylko w kwestii miejsca do pracy. W kwestii drobnych zmian w życiu, które sprawiają, ze chce się chcieć.

Komentarze

Oceniono na 0 z 5 gwiazdek.
Nie ma jeszcze ocen

Oceń
bottom of page