Zamieszkując dom, zamieszkując duszę.
- Ewa Joanna Sankowska

- 30 paź
- 3 minut(y) czytania

Mieszkam w drewnianym domu przy lesie od dziewiętnastu lat. Szmat czasu. Mogło by się wydawać, że kwestia urządzenia wnętrza i ogrodu jest już dawno za mną, że jestem urządzona (cokolwiek to znaczy). Złudne. Nie będę publicznie otwierać dostępu do swojego konta bankowego, niech wystarczy stwierdzenie, że różnie bywało, a zarówno dom, jak i ogród czekają na zainteresowanie...
Ale nie o brakach będzie, nie o tym, czego nie ma, co jest potrzebne, co się psuje i trzeba wymieniać na nowe. Będzie o pomieszczeniu, w którym teraz jestem. Będzie o tym, co jest, co się tworzy właśnie teraz.
Mój kącik do pracy. Ogromny stół drewniany, który przyjechał z gór. Cudowny ciemno turkusowy fotel – uszak niedawno nabyty, lampki retro, złote osłonki na doniczki, w których kwitną storczyki, złoty wazon z tulipanami, misy dźwiękowe Petera Hessa, regały z książkami, cicho sączący się jazz, świeczki i ….
I to, co teraz powstaje. Galeria. Galeria moich obrazów. Tydzień temu pisałam o swoich początkach w malowaniu. A po kilku latach wieszam własne obrazy na ścianach. Przyszła lekkość. I to, co najważniejsze – nie interesuje mnie, czy podobają się innym. Podobają się mnie samej. Widzę w nich lekkość. I widzę uczucia, które towarzyszyły mi podczas malowania. Widzę to, co we mnie żywe. Najstarsze z nich (dwa) są z kursu nauczycielskiego I stopnia, dwa kolejne z kursu nauczycielskiego II stopnia, pozostałe – późniejsze.
Patrzę, jak ściany się nimi zapełniają, jak powstaje moja własna galeria i serce moje śpiewa. Nie chodzi o to, czy te obrazy są „jakieś”, czy spełniają jakieś kryteria, wymogi, normy. Tu się oczywiście otwiera furtka do rozmowy, według jakich kryteriów wybralibyśmy te kryteria i jakie normy każą wybierać takie a nie inne normy... Ale nie otworzę tej furtki.
Moje obrazy nie odzwierciedlają rzeczywistości ani nawet tego nie próbują robić. Od tego mam aparat fotograficzny. Moje obrazy mówią o mnie. O ulotnych chwilach, które przezywam. O inspiracjach, które czerpię.
I mówią do mnie. Patrzę na nie i widzę ocean treści. Pisałam o nich na blogu na www.magicznaprzestrzen.com (do lutego przyszłego roku te posty tam będą, a potem przerzucę je tu), od niedawna piszę o nich na tym blogu, zwanym PIÓREM PISANE. Pisałam o nich, a teraz patrzę na nie i mówią mi o czymś innym. Jakby pod tym, co było we mnie podczas malowani
I tak jest z nami. Składamy się z treści jak cebula – im więcej lat przybywa, im więcej godzin refleksji za nami, tym więcej warstw.
Kiedy więc siedzę w tym pomieszczeniu i wystukuję na klawiaturze kolejne i kolejne słowa, czuję, jak obrazy na ścianach rosną w kilku wymiarach, otwierają wrota do zrozumienia ich i mnie samej.
I myślę sobie, że dom też jest o tym. Urządzamy go, znosimy meble, ozdoby, tkaniny. Przelewamy w niego swój gust, swoje potrzeby, oczekiwania. A potem on zaczyna mówić do nas. I pokazuje, co mamy w sobie, czego nie dostrzegaliśmy. Pokazuje nasz bałagan, nieuporządkowane sprawy. Pokazuje nasz chaos. Nasze rozbuchane ego. Naszą skromność. Nasze poprzestawanie na małym. Naszą gotowość i brak gotowości. Nasze lekceważenie siebie.
Warto się przyjrzeć swojemu otoczeniu. Takim czujnym spojrzeniem. Otwartym. I zastanowić się, co w nas samych wymaga uporządkowania, co wymaga zmiany, co domaga się skompletowania. Co jeszcze nie jest gotowe, a co już stoi w blokach startowych. Ile w nas piękna, ile brzydoty. Ile lekceważenia siebie, swoich potrzeb, a ile dopieszczania.
Dom. To nie tylko cztery ściany, podłoga i sufit. To dusza. Warto w nią zajrzeć.








Komentarze