Vincent
- Ewa Joanna Sankowska

- 30 wrz
- 2 minut(y) czytania

Żaden to Vincent. Ani podobny, ani zainspirowany, ani nic. Po prostu po doświadczeniu wystawy Vincenta van Gogha miałam w sobie taką energię, tak mi się chciało działać, śpiewać i tańczyć, że... zaczęłam malować. Wylałam z siebie nieokrzesaną i nieograniczoną radość.
A radości wszak nigdy za wiele, stąd i rozmiary obrazu zacne. Ale nie o rozmiarach, ani obrazu, ani radości, choć może i rozmiar radości mógłby przysporzyć jej jeszcze więcej, kto wie...
Chcę dzisiaj napisać o tym, że im więcej w nas radości i pozytywnego podejścia do życia, tym więcej się dobrych rzeczy dzieje. A im więcej dobrych rzeczy się dzieje, tym lepsze nastawienie do życia. Swoiste perpetuum mobile.
Nie będę wyliczać tych cudów, które ostatnio zaistniały, pewnie tu i ówdzie będą się ukazywać, chcę natomiast podzielić się swoją radością. Taką nieuporządkowaną, nieograniczaną i nieograniczoną. Czuję, że mogę przenosić góry. Że nie ma rzeczy niemożliwych. Nadrabiam zaległości w różnych dziedzinach, które czekały na tak zwane lepsze czasy i pewnie traciły już nadzieję, że kiedyś się nimi zajmę. A jednak stało się. Odhaczam, odkładam i biorę się za kolejne.
Moje tegoroczne wejście w jesień jest niezwykłe. Pozbywam się starych, niepotrzebnych przekonań, osądów, uczuć. Nie drogą rewolucji. Nie za bardzo w rewolucje wierzę. Drogą transformacji. I ileż radości z każdej drobnej zmiany...
Skończyło się w miniony piątek darmowe wydarzenie Przez komnaty Pałacu, które prowadziłam i widzę już, ile dało moim klientkom. A to dopiero początek drogi. Pochylam się nad Pałacem Dobrostanu - programem, który wkrótce ruszy, i przepełnia mnie wdzięczność, że jestem tu, gdzie jestem.
Żegnam się powoli z tym, co już niepotrzebne, co się wypaliło, wybrzmiało. Z wdzięcznością za to, że było i doprowadziło mnie do tu i teraz. Ten post jest swoistym dowodem na to. Do tej pory bowiem posty dotyczące Vedic Art, malowania pojawiały się na www.magicznaprzestrze.com. Nadszedł czas, by pożegnać ten rozdział w moim życiu.
W ostatnich tygodniach sprzedałam zarówno łóżko do masażu dźwiękiem, jak i gong, mój pięknie brzmiący gong. Służą już innym osobom i służą dobrze. To był bajeczny czas. Piękne, łagodne przejście między pracą w szkole a mentoringiem, trenerstwem. Ukojenie skołatanych nerwów, trudnych emocji.
Sprzedanie stołu i gongu jest symbolicznym zamknięciem tego etapu. Rozoczyna się NOWE. Choć, jak wiadomo, nowe wyrasta ze starego i nie byłoby bez niego możliwe.
Otwieram okna mojego wewnętrznego Pałacu, wietrzę komnaty i biegam z dziecięcą radością, zagladając to tu, to ówdzie. Dźwięk śmiechu niesie się po korytarzach. Idzie NOWE.
Moje wewnętrzne dziecko ma ochotę pohuśtać się. Wysoko, pod niebo. I jutro to dostanie. Mały rytuał radości.
No i taki to post o obrazie... Może uda mi się okiełznać rozbrykane myśli i skreślić choć kilka słów o czerwieni na płótnie...
Czysta, żywa czerwień. Jak ogień. Jak krew buzująca w żyłach. Życie.
Nie. Nie da się o tym pisać, gdy chciałoby się tańczyć. Trzeba zatańczyć...








Komentarze