
Mam wrażenie, że dobrostan od życzeniowego myślenia, że świąt jest piękny, przepełniony miłością i polany lukrem dzieli niewielka granica.
Tak, jestem mentorką rytuałów dobrostanu. Tak, mówię głośno, że dobrze jest dbać o swój dobrostan. Tak, uważam, że wprowadzenie rytuałów potrafi zrobić dobrą robotę.
Ale, do licha ciężkiego, dobrostan nie jest li tylko aromatycznym domkiem, wpatrywaniem się w ogień płonący w kominku czy spacerem po plaży!
Dobrostan to nie chwilowe dobre samopoczucie. To nie kawa z koleżanką. Z ploteczkami w zestawie. To nie masaż, choćby i najwspanialszy. Nie. Nie. Nie.
Tak rozumiany dobrostan może nas wywieźć na manowce. Można oszaleć od odhaczania punktów typu: masaż, kosmetyczka, kawa, joga, jogging. Bo jak nie zaliczę czegoś, to co? Mój dobrostan szlag trafi?
Niekoniecznie. I niekoniecznie go osiągniesz realizując punkt za punktem rzeczy, które nota bene mogą na ów dobrostan wpłynąć.
Dobrostan to stan samoakceptacji, komfortu życia na wielu płaszczyznach - fizycznej, emocjonalnej, relacyjnej, intelektualnej, duchowej. To poczucie, że jest się w odpowiednim miejscu. Przeświadczenie, że idzie się we właściwym kierunku. Poczucie bycia wystarczającym. Poczucie wewnętrznej wolności.
Warto więc zadać sobie kilka ważnych pytań w miejsce zakupu zapachowych świeczek. Warto się zastanowić, co jest dla mnie ważne w miejsce wizyty w SPA. Warto pomyśleć o sensie swojego życia zamiast biec od kosmetyczki do fryzjerki. Warto się zatrzymać i posłuchać siebie zamiast robić zdjęcia wszystkiemu wokół.
I niech będzie jasne, kupuję zapachowe świece, nie mam nic przeciwko kosmetyczce i fryzjerce. Robienie zdjęć samo w sobie też jest ok.
Jeśli jednak chcemy przykryć swoje braki świecami, kadzidełkami, nową kiecką, to nie tędy droga. Jeśli chcemy zapewnić świat, że jesteśmy szczęśliwi, wrzucając zdjęcia z kawiarni, spaceru, kuchni, łazienki, sklepu, nijak to się na nasze szczęście nie przełoży.
Opowiadanie, że wokół jest sama miłość, że przyciągamy, co chcemy, że lukier, fajerwerki i różowe gwiazdki... jest nadużyciem, jeśli nie oszustwem.
Dbanie o swój dobrostan jest zadaniem na całe życie. I tak, zadaniem, które czasem może się okazywać niemożliwym do realizacji. Zadaniem dla siebie. Nie dla cioci Krysi, sąsiada, partnera czy koleżanki. Dla mnie.
Ja dbam o swój dobrostan. Kropka. Jeśli wiem, co nadaje mojemu życiu sens... Jeśli wiem, jaki mam cel, ten życiowy, wielki cel... Jeśli czuję, że jestem w zgodzie ze sobą...
Nie pozwolę sobą manipulować.
Nie pozwolę grać na moich uczuciach. Nie pozwolę wykorzystywać.
A jeśli zauważę takie zachowania, nie będę się awanturować. Po co? Żeby wykazać swoją rację? Sensu nie ma. Lepiej mieć spokój niż rację.
Kiedy widzę, jak ktoś się szarpie, by wykazać, że ten drugi nie zachował się jakoś, że nie stanął na wysokości zadania, jest mi przykro.
Zostawiam. W tyle. Za plecami. Nie z lekceważeniem. Nie z pogardą. Po prostu czasem nie warto kruszyć kopii. To bycie w zgodzie ze sobą dotyczy też gotowości, by pewne relacje zostawić za sobą. I iść dalej.
Dobrostan to poczucie, że jestem. Po prostu. Nie jakaś. Dobra, lepsza, najlepsza. Nawet nie wystarczająca. Jestem. To wystarczy. Czuję.
Nie przerzucam odpowiedzialności za swoje życie na rodziców, środowisko, społeczeństwo, historię etc. Takie warunki są, jakie są. Co z nimi robię? Skarżę się, użalam, usprawiedliwiam? To nie prowadzi do dobrostanu. To drogą w stronę przeciwną.
Czy udaje mi się? Tak, jak pisałam, to projekt życiowy. Potyka się, nabijam guzy, wstaję. Z mniejszą ilością żalu.
Medytacja jest początkiem. Zatrzymaniem. Potem jest refleksja. Uważność. Zmiana. A świeczki są tylko wisienką na torcie. Zamiana tych ról nie pomoże w odzyskaniu dobrostanu. Zabraknie świeczek i domek z kart się zawali...
Comments