top of page

Złote połączenia.


ree

Granatowe niebo. Ciemność. Głębia. Taka kosmiczna, wciągająca, zasysająca. Miejsce wszędzie.


Takie poczucie, że wypełnia się je całkowicie i nie pozostaje już przestrzeń na nic innego. Czyli jest się wszystkim. Się jest. Trudno nawet powiedzieć, czym się jest. Po prostu się jest. Bez końca, bez granic. Bez opozycji ja-oni.


A jednocześnie ma się świadomość innych bytów. Bytów w obrębie tego większego „ja”. Bytów połączonych subtelnymi niciami, samymi w sobie stanowiącymi życie. Jeden wielki organizm oddychający wspólnymi płucami, bijący jednym sercem.


Gdy patrzę na ten obraz, zadaję sobie pytanie, kiedy zrozumiemy, że nie jesteśmy odrębnymi bytami. Jest to oczywiście pytanie retoryczne. Szczególnie że na pewnym poziomie to wiemy. Więc tak na dobrą sprawę nie ma się nad czym zastanawiać. Niemniej jednak pytam. Kiedy zrozumiemy, że nie jesteśmy dla siebie kimś obcym, kimś drugim? Że mamy wspólną świadomość, z której czerpiemy.


Tak wiele by ułatwiło to zrozumienie. Skoro bowiem jesteśmy jednym, to nie ma opozycji. Nie ma wrogów. Nie ma tego drugiego, który mi źle życzy. Nie ma tego drugiego, któremu ja źle życzę. Nie ma sporów, kłótni, wojen.


Każdy wrogi czyn, każde wrogie słowo, każda wroga myśl nie kieruje się od jakiegoś „innego” poza granicą mojej skóry. Odbija się od mojego o nim wyobrażenia i wraca do mnie. Nie w myśl zasady karmy. Nie w myśl wiccańskiego trójpowrotu. W myśl zasady, że nigdzie nie wychodzi. Bo po prostu nie ma dokąd.


To byłoby piękne, gdybyśmy to zrozumieli. Rozwiązałoby absolutnie wszystkie konflikty na każdym poziomie – osobistym, zawodowym, relacyjnym, państwowym, politycznym, międzynarodowym. Jakżeż bowiem podtrzymywać spory z sąsiadką i mieć do niej pretensje, że rano hałasuje na klatce schodowej, skoro tak naprawdę to nie ona, a ja... Jakżeż planować zemstę, skoro wymierzona będzie we mnie... Jakżeż zabijać na wojnie człowieka, skoro tak naprawdę zabijam siebie...


Wiem, że to może wydawać się teorią zbyt dziwną jak na naszą zindywidualizowaną kulturę podtrzymującą kult zwycięzcy, geniusza, bohatera. Wiem, że zbyt wiele w nas żalu, pretensji, pogardy, nienawiści, poczucia krzywdy, byśmy mieli otwartość na to, że nikt inny nam nie wyrządza krzywdy, że wyrządzamy ją sobie sami. Wiem, że :ci na górze” nie są zainteresowani taką filozofią, gdyż zabierze im ona władzę.


Wiem, że poczucie krzywdy, żądza zemsty, rozgoryczenie bywają tak silne, że najnormalniej w świecie nie chcemy z nich rezygnować. Chcemy, by trwały. Podtrzymujemy sztucznie ogień pod nimi, by ciągle były żywe. W nadziei, że kiedyś wykorzystamy je jako narzędzie sprawiedliwości wobec tych, którzy nas skrzywdzili.


Komu robimy tym krzywdę? Sobie i tylko sobie.


Jeśli koncepcja połączenia wszystkiego ze wszystkim nie przekonuje Cię, pomyśl, że te emocje są w Tobie. I to Ty każdego dnia spalasz się czując złość, żal, poczucie krzywdy. Czy to nie wystarcza do zaniechania? Czy świadomość, że trudne emocje to broń obosieczna nie jest wystarczająca?


I naprawdę można pójść dalej. W granatową przestrzeń, głębię spowitą ciszą i spokojem. W subtelne biliardy złotych połączeń, które sprawiają, że nie ma ani mnie, ani Ciebie, ani jej, ani jego, a w to miejsce pojawia się: jestem. Po prostu. Byt, który jest. Świadomość wszechrzeczy.


Można spytać, skąd tedy te ograniczenia, które wpisane są w ludzki żywot? A gdyby to był swoisty sen? Sen, z którego chciałoby się obudzić? Sen, który – jak to sen – nie jest prawdą?


Bo prawdą jest granatowa cicha przestrzeń, będąca matrycą złotych połączeń pomiędzy pozornymi oddzielnymi bytami. Każde połączenie jest potwierdzeniem wszechrzeczy, wszechbytu. Każde połączenie jest.

Komentarze

Oceniono na 0 z 5 gwiazdek.
Nie ma jeszcze ocen

Oceń
bottom of page