top of page

Zaopiekuj się mną...


ree

Są dni, w których wszystko klika, jakby szło według najlepszego scenariusza. Odhaczasz na kartce lub w głowie kolejne zadania. Robota pali się w rękach, a efekty są lepsze niż się spodziewałaś. Masz poczucie, że oto jesteś na właściwym miejscu, we właściwej roli i nie ma dla Ciebie rzeczy niemożliwych. Myślisz wtedy, że nic Cię nie zatrzyma. Że masz umiejętności, wiedzę, talent. Że rozumiesz, jak wszystko działa. Czujesz się, jakby świat został stworzony ku Twojej uciesze.


A są dni, kiedy nic a nic nie wychodzi. Każda najprostsza czynność urasta do rangi heroicznego wyczynu. Zwykłe zaścielenie łózka zdaje się być katorgą zesłaną przez nieznane, mściwe bóstwa. Nic nie wychodzi. Zupę przesoliłaś, herbata za mocna, kreska na powiece krzywa. Ludzie wokół jacyś głupi, czepialscy, irytujący. Najchętniej zawinęłabyś się w koc i przeczekała do lepszych czasów.


Bywa i tak, i tak. I nie ma w tym nic złego. Nic złego w tym, że czasem chcielibyśmy zakopać się jak w niedźwiedziej gawrze. Nie świadczy o nas źle. Ta chęć nie krzyczy: jestem beznadziejna, nic mi nie wychodzi, do niczego się nie nadaję, nikt mnie nie kocha.


Ta chęć krzyczy do nas: zaopiekuj się mną, daj mi czas na odpoczynek, na zwolnienie obrotów, na ciszę, na spotkanie się ze sobą.


Pytanie brzmi, co robisz, gdy słyszysz ten głos?


Czy zagłuszasz go złośliwymi podszeptami o powinnościach, obowiązkach, przyzwoitościach, normach, należnościach? Czy krzyczą w Tobie przekonania o tym, co kobieta powinna, czego nie powinna? Co – jako matka, żona – absolutnie musisz zrobić? I połykając łzy, wulgaryzmy, ból, poczucie krzywdy, zaciskasz żeby i robisz te „absolutnie konieczne: rzeczy?


Może nawet poczujesz się odrobinę lepiej, bo sprostałaś zadaniu, co dowodzi, że nie jesteś taka zła, beznadziejna. Że jednak się nadajesz...


Pozwól, że spytam... Co sprawiło, że przyjęłaś te głosy jako słuszne? Czy wiesz, czyje to głosy? Czy aby na pewno Twoje? Może matki, ciotek, babki? Może sąsiadek? Może tak zwanego ogółu? „Wszyscy tak mówią'” może? „Zawsze tak było” - twierdzisz? I co? Nawet, jeśli „zawsze tak było”, czy to oznacza, że ma trwać nadal? Czy aby na pewno „zawsze”? Czym jest to „zawsze” dla Ciebie? Czy w epoce kamienia łupanego? Czy sto lat temu? Do kiedy Twoje „zawsze” sięga? A jeśli :zawsze” nie było wcale zawsze, to znaczy, że jednak się coś zmieniło. Jeśli jednak „zawsze” nie znaczy „zawsze”, to od dzisiaj może być inaczej niż wczoraj czy dziesięć lat temu.


Jeśli „wszyscy” nie oznacza wszystkich, to może i Ty wcale nie musisz słuchać głosów nakazujących Ci być jedną z tych „wszystkich” „zawsze” coś robiącą i jakoś się zachowującą?


I wreszcie – co się stanie, jeśli się wyłamiesz? Czy świat się rozpadnie? Czy rodzina się Ciebie wyprze? Czy przyjaciele się odwrócą? Czy będą Cię pokazywać palcami na ulicach?


Co się stanie, jeśli nie zachowasz się tak, jak chce tak zwany ogół, a tak, jak potrzebujesz, chcesz, czujesz? Co się stanie, jeśli zostawisz nałożone na siebie obowiązki i zrobisz sobie wolne na podreperowanie relacji ze sobą?


Nie mówię o permanentnym nie robieniu niczego, o zaniechaniu, o lenistwie, o prokrastynacji. Mówię o urlopie od powinności narzuconych przez społeczeństwo i przyjętych z dobrodziejstwem inwentarza przez wiele z nas. Mówię o zarzynaniu siebie w imię abstrakcyjnej idei wzorowej pani domu, idealnej matki etc.


Potrzebujesz realizować tę rolę? Wbrew sobie? Dla tych, co na zewnątrz Ciebie? Dla tych, którzy zasiadają w samowładnym jury i przyznają Ci punkty według własnego widzimisię? Czujesz potrzebę zaspokajania ich potrzeb?


A może zostawić ich swojemu losowi i zająć się sobą? Dać sobie czas, dać sobie uwagę, dać sobie troskę? To wcale nie musi być masaż, fryzjer czy kosmetyczka. Na początek może być koc i kubek ciepłej herbaty. I wzrok skierowany na chmury płynące po nieboskłonie. To nic nie kosztuje.


Nie musisz być zawsze w gotowości do bycia dla innych. Za to zawsze byłoby dobrze być w gotowości dla siebie. To nie jest egoizm. To jest naturalna kolej rzeczy. Jeśli nie będziesz miała zasobów dla siebie, jakże ma Ci ich wystarczyć dla innych? Jak nauczysz swoje dzieci, by dbały o siebie, jeśli sama będziesz się zarzynać? Jak Twój partner /-ka ma Cię szanować, jeśli Ty sama się nie szanujesz?


Gdy więc przychodzi dzień, w którym wszystko w Tobie krzyczy, że coś nie gra, w którym pojawiają się niewspierające osądy względem siebie samej, usiądź. Zatrzymaj się. I pomyśl, że oto jest ktoś, kto potrzebuje Twojej opieki, Twojej troski – Ty sama. I daj sobie to, czego potrzebujesz.

Komentarze

Oceniono na 0 z 5 gwiazdek.
Nie ma jeszcze ocen

Oceń
bottom of page