top of page

Poszukiwacze pereł


ree

Rozmawiałam niedawno ze znajomym, który troszkę (ale nie jakoś dużo) narzekał na samego siebie, ze zainteresowania prowadzą go w wiele kierunków i nie bardzo wie, za co się zabrać. Rzecz dotyczyła zdobycia nowych uprawnień i umiejętności. Ta rozmowa przypomniała mi mnie samą.


Przed laty miałam z tym spory problem. A było to tak... Swego czasu jeździłam na warsztaty kaligraficzne i w którymś momencie zaczął jeździć ze mną mój mąż – jako osoba towarzysząca. Jako atrakcja wieczoru miejsce miał wieczorek regencyjny, który prowadziłam z koleżanką jako osoba zajmująca się odtwórstwem historycznym. Należałyśmy z Olą do Klubu Miłośników Jane Austen, poprowadziłyśmy więc wieczorek taneczny, po którym ktoś spytał o moje zainteresowania. No i wtedy mój mąż wygłosił kwestię, która była dla mnie powodem do wstydu.


W dobrej intencji powiedział, że ja to w ogóle interesowałam się milionem rzeczy i ta Jane Austen to kropla w morzu moich zainteresowań i trzyma się wyjątkowo długo, bo dwa lata. No i dla mnie to była kompromitacja. Bo jakże to, na niczym nie potrafię się skupić, wszystkiego dotykam powierzchownie, czyli niczego nie zgłębiam. Skaczę z kwiatka na kwiatek. Pewnie dlatego w niczym nie jestem dobra. Oczywiście pojawiła się złość na kolegę małżonka, wstyd za swój brak stałości w zainteresowaniach i generalnie dramat w skali makro.


Ale też przypominam sobie sytuację wcześniejszą o lat kilka. To były jeszcze czasy taśm VHS, które można było zamówić korespondencyjnie przez jakieś czasopisma. Koleżanka z pracy wtedy zbierała takie zamówienia wśród grona nauczycieli i ja sobie zamówiłam trzy kasety o Kosmosie. Pani Dorota, przyniósłszy mi je po jakimś tygodniu czy dwóch, powiedziała, że w domu wywiązała się rozmowa na temat mojego zamówienia. No bo skąd niby, dlaczego i w jakim celu polonistka zamawia filmy o Kosmosie. I tak się głośno zastanawiała nad tym z mężem, na co ich syn, który kiedyś (gdy on był w szkole podstawowej, a ja w starszych klasach liceum) był w mojej drużynie harcerskiej, rzekł, że: „Ewa to się wieloma rzeczami interesuje i skoro interesowała się Indianami Ameryki Północnej, to dlaczego nie Kosmosem?” Tym retorycznym pytaniem skutecznie zamknął buzie rodzicom i ugruntował mój wizerunek niemal jako człowieka renesansu.


To trochę z przymrużeniem oka, ale przecież wielość zainteresowań nie może świadczyć o nas źle. Otwiera horyzonty, uwrażliwia, rozszerza wyobraźnię, staje się narzędziem do poznania siebie. Gdy tak prześledzę swoje pasje, mam wrażenie, że o wielu zapomniałam, że stały się podpórką pod coś innego, co jest w pamięci.


Ten mój wstyd miał związek oczywiście z moim poczuciem bycia niewystarczająco dobrą w czymkolwiek – co wcale rzadkie nie jest. Teraz widzę, że było to nieuzasadnione. Ale było i otulam to czułością. Natomiast mnogość zainteresowań, wielość zagadnień, które fascynują to przeogromny dar. Im bardziej jest się złożonym, im większy ma się dostęp do siebie, tym więcej spraw wydaje się ciekawych.


Oczywiście, to wcale nie znaczy, ze trzeba studiować je wszystkie, kończyć kursy, studia i pisać prace naukowe. To znaczy jedynie, że ten głód wiedzy też jest o czymś. On mówi o naszym apetycie na poznanie świata. A czymże jest poznawanie świata jak nie poznawaniem siebie?


Kiedy więc pojawia się na horyzoncie jakieś zagadnienie, które zaczyna wydawać mi się ciekawe, wchodzę w to. Na początku delikatnie, spokojnie. Rozeznaję teren. A potem głębiej, szerzej. Teraz są to kwestie związane w poznawaniem siebie. Już mnie nie ciągnie w rejony poza mną. Michel de Montaigne mówił, że wszystko, co wartościowe, jest w nas. I tak jest. Owo szukanie za zewnątrz jest swego rodzaju ucieczką. Wszystko mamy w sobie. Dobrze jest mieć narzędzia do zgłębiania tej wiedzy o sobie. To nie musi być wiedza akademicka. To może być nasze własne odkrycie, które pomaga nam zachować odwagę, radość, spokój. Coś, co utrzymuje nas na powierzchni, gdy zdaje się, że wszystko się chwieje. Poszukiwanie tego narzędzia, sposobu, jest w niektórych przypadkach zajęciem na całe życie. Inni znajdują je wcześnie. Tak czy inaczej, warto próbować, doświadczać, wdrażać.


Tak więc, Tomku i inni poszukiwacze, powodzenia w zgłębianiu siebie:)

 
 
 

Komentarze

Oceniono na 0 z 5 gwiazdek.
Nie ma jeszcze ocen

Oceń
bottom of page