Jest, jak jest... i będzie, jak będzie
- Ewa Joanna Sankowska

- 6 lis
- 3 minut(y) czytania

Piszę w listopadzie o Komnacie Wybaczenia, pierwszej Komnacie Pałacu Dobrostanu i pierwszej Twojego wewnętrznego Pałacu. Najważniejszym narzędziem, jakie stosuję w tej Komnacie jest Metoda Tippinga, zwana radykalnym Wybaczaniem. Dojrzewałam do tego procesu kilka lat. Nie jest bowiem tak, że można w niego wejść z ulicy, bez przygotowania, bez gotowości na zmianę perspektywy.
Kurs instruktorski sprawia, że potencjalni instruktorzy najpierw sami przechodzą przez wszystkie narzędzia, przechodząc swój proces uzdrowienia. To po pierwsze podnosi poziom ich świadomości siebie, a po drugie – daje przykładowy obraz tego, co może się dział podczas procesu z klientem.
Dla mnie ten kurs instruktorski był czymś w rodzaju generalnych porządków, a może nawet remontu. Dojrzewałam do niego kilka lat, choć o metodzie usłyszałam kilkanaście lat temu. Pamiętam, że wtedy, a było to dawno, dawno temu, w odległej galaktyce, chwilę jakąś po znaku zapytania, jaki pojawił się w mojej głowie, przeczytałam pewien komentarz, który na długie lata mnie do metody zniechęcił.
Autor (a może autorka) wysnuł teorię, że metoda jest szkodliwa, albowiem rozgrzesza wszystkich złoczyńców, morderców, zbrodniarzy – w tym wojennych. I w związku z tym jest niebezpieczna, albowiem sugerująca anarchię, aprobująca zło i demoralizująca. Cóż, ten fragment o darowaniu win wszelakich zbrodniarzom do mnie przemówił i przyznaję bez bicia, że na tamten moment wystarczył, bym nie szukała więcej.
Metoda do mnie wróciła jakieś cztery czy trzy lata temu, co objawiło się przesłuchaniem wszystkich odcinków podcastu Instytutu Tippinga, przeczytaniu wszystkich przetłumaczonych na język polski książek C. Tippinha, a wreszcie poważnym myśleniu o kursie. W wyniku różnych wydarzeń, możliwości i okoliczności wzięłam udział dopiero w trzeciej edycji, do której robiłam podchody.
Do dziś czuję niezwykłą wdzięczność dla siebie, że zdecydowałam się na ten krok. Radykalne Wybaczanie pozwoliło mi poukładać kilka spraw. Nie mogę powiedzieć, że absolutnie wszystko jest idealnie, mam w duszy łagodność owieczki, przepełnia mnie miłość i akceptacja w każdej sekundzie. No nie...
Nie jesteśmy doskonali. Mamy wiele słabości. Wiele przyzwyczajeń, odruchowych reakcji, którym się poddajemy. Zresztą, jeśli ktoś mówi, że się nie denerwuje na nic, że nie myśli czasem o bliźnim źle, że nie narzeka, nie marudzi i nie bywa opryskliwy, to ja nie wierzę.
Myśli do nas przychodzą. Często brzydkie. Emocje pojawiają się bez naszej woli. Uczucia przypływają różne – od wzniosłych po podłe i okrutne. I słowo czasem szybciej spłynie z języka nim zapanujemy nad sobą.
Ważnym jest zrozumienie, że nie jesteśmy ani swoimi myślami, ani emocjami czy uczuciami. One przychodzą. Na to niewiele możemy poradzić (chociaż nie mówię, że zupełnie nic). Bardziej tu chodzi o naszą reakcję na to, co się pojawia. Z tym możemy zrobić wiele.
Wracając do Radykalnego Wybaczania, bardzo mocno uzmysłowiło mi, że to, co się wydarzyło, nie wydarzyło się mi. Wydarzyło się dla mnie. To bardzo zmienia perspektywę. Okazuje się bowiem, że to nie jest dopust Boży, a dar, który możemy wykorzystać do wzrostu. Niby wiedziałam to wcześniej. Niby miałam świadomość, że dzięki temu, czego nie dostałam w dzieciństwie, wykreowałam sama to, co mam. Niby. Słowo – klucz.
Bo tak naprawdę pomimo tego, że przyznajemy rację czemuś, co jest logiczne, jakiś głos nam szepcze z tyłu głowy, że logika nie jest najważniejsza. Że najważniejsze jest to, co czujemy. A czujemy ciągle i ciągle to samo. Ból.
Radykalne Wybaczanie dotarło gdzieś głębiej. Poruszyło jakieś dawno nieporuszane struny. Jakby przetarło drogę od głowy do serca. Bo to, co „rozumiałam głową”, teraz „zrozumiałam sercem”. Ciężar spadł na ziemię i potłukł się w drobny mak. Te kawałki jeszcze są. Co jakiś czas wchodzę w nie gołą stopą i boli. Pojawiają się myśli, których wolałabym nie myśleć. Pojawiają się uczucia, których wolałabym nie czuć. Ale wiem, co robić. Kawałek po kawałku. Krok po kroku. Cegiełka po cegiełce. Rozbrajam system, który budowałam całe życie.
A gdy się nie udaje, gdy ulegnę tym niewspierającym myślom czy uczuciom, nie karzę się. Wiem, że to ludzkie. I wracam do początku. To jest jak medytacja.
W medytacji też nie jestem całą godzinę w stanie spokojnego umysłu (czy skupienia etc. - w zależności od rodzaju medytacji). Też pojawiają się myśli i czasem dajesz się im ponieść gdzieś poza medytację. A jednak przychodzi refleksja, że przestałaś medytować. I wracasz. I te momenty są najważniejsze. Tu jest tak samo. Czasem obserwujesz, co się dzieje, a czasem dajesz się ponieść myślom czy emocjom. Ale ten czas zauważenia, że znowu wpadłaś na stare tory jest coraz krótszy. Coraz szybciej się reflektujesz. I używasz narzędzia Radykalnego Wybaczania.
Dochodzisz do wniosku, że i to było po coś. Wydarzyło się nie Tobie, a dla Ciebie.
Radykalne Wybaczanie przyniosło mi wielką ulgę. Przyniosło mi sprawczość. Przyniosło mi wiarę. Przyniosło mi... mnie.
I kiedy leżę sobie dzisiaj w szpitalu na dzień przed planowanym zabiegiem, myślę sobie, że... jest jak jest i będzie, jak będzie... I piszę o tym nie w kontekście biernego podporządkowania i rezygnacji, a całkowitej akceptacji wydarzeń. To dało mi Radykalne Wybaczanie.







Komentarze