top of page

W gęstwinie emocji.


ree

Jak to jest, że uciekamy przed swoimi uczuciami? Nie chcemy się do nich przyznać - często przed sobą samą/samym. Dlaczego zamiatamy pod dywan i sam dywan, razem z tym, co pod nim, wrzucamy w otchłań podświadomości?


Proces naszego odczuwania zaczyna się od wydarzenia. Od czegoś, co się dzieje na zewnątrz nas. To może być wszystko. Dźwięk, zapach, słowa drugiego człowieka, muzyka, gest, mina, wiadomość w mediach. I cokolwiek innego. Drugim etapem jest nasza reakcja na to, co się wydarzyło.


Ten drugi etap to emocja. Strach, radość, złość, smutek. Niektórzy dodają zaskoczenie, wstręt. pogardę. Potem pojawia się nasza - zupełnie naturalna - reakcja na to, co się wydarzyło. Z emocjami nie ma co walczyć. Jest to zresztą walka z góry skazana na przegraną i nie ima w tym nic smutnego. Emocje są. Koniec. To element naszego człowieczeństwa. Pojawiają się też bez naszej wiedzy czy woli. To nie ich dotyczy stoickie napomnienie, by nie wpadać w skrajności.


Emocje pomagają nam zdecydować, czy chcemy być w danej sytuacji, czy wręcz przeciwnie. Jeśli odczytujemy emocję jako radość, naturalnym jest, że chcemy w niej pozostać. Trudne emocje wywołują dyskomfort, a tego chcemy uniknąć.


Strach pobudza do ucieczki, napinają się mięsnie lub też nasz system się zamraża i nie możemy wykonać żadnego ruchu. Smutek wywołuje łzy, drżenie mięśni. Złość sprawia, że zaciskamy pięści, szczękę. Radość wywołuje uśmiech, mamy ochotę podskakiwać, tańczyć, śpiewać. I tak dalej. Emocji się nie pozbędziemy. One są nam potrzebne do rozumienia świata, siebie w tym świecie. I do przetrwania.


Mózg jest tak skonstruowany, że cały czas zajmuje się analizowaniem świata zewnętrznego i wyszukiwaniem ewentualnych zagrożeń. Po to, by pomóc nam przetrwać. Co ciekawe, mózg zajmuje się przede wszystkim wyszukiwaniem zagrożeń, nie tego, co przyjemne. Cóż, to pozostałości po czasach, gdy przede wszystkim skupialiśmy się na przetrwaniu.


Do tego momentu dzieje się wszystko poza naszą świadomością. Gdy rozumiemy, jaka emocja się pojawiła, zaczyna się już nasz odpowiedzialność. Odpowiedzialność za to, co dalej.


Cóż możemy zrobić? Po pierwsze w nią wejść. Pojawiła się złość? Proszę bardzo - mamy do dyspozycji krzyk, uderzanie pięścią w stół, trzaskanie drzwiami, rękoczyny, podniesiony głos, wulgaryzmy i całą baterię min i gestów. A także obrazę. Znamy to, prawda?


Wejście w emocję pociąga za sobą snucie opowieści. Oto bowiem smutek wywołany śmiercią kogoś bliskiego czy cenionego przez nas autorytetu może spowodować tkanie opowieści o tym, jakie to ludzkie życie jest kruche, efemeryczne, bezsensowne. Od tego blisko do stwierdzenia, że i nasze życie takie jest. A skoro nasze życie takie jest, to może w ogóle nie warto się angażować w żadne relacje, projekty i zupełnie nie warto żyć.


To z kolei powoduje pojawienie się uczuć. Ze smutku można wpaść w przygnębienie, z radości w euforię, ze strachu w lęk, z gniewu w nienawiść. Uczucia to trwałe stany.


A za nimi podążają kolejne historie, które przeradzają się w przekonania, interpretacje, osądy. Strach, który przerodził się w lęk i narósł różnymi opowieściami sprawił, że stworzyliśmy w sobie interpretacje, jak to w świecie na każdym kroku czyhają na nas konkretne niebezpieczeństwa ze strony polityków, innych ludzi, rządu etc. Zaczynamy żyć w przekonaniu, że jesteśmy zagrożeni z każdej strony.


A to jest wodą na młyn kolejnej warstwy emocji, nakierowanych już teraz na owe zagrożenia. I zaczynamy żyć w lęku. Przed wszystkim przed zagrożeniami, które sami powołaliśmy do życia w naszej głowie. A często nie wiemy już, czego się boimy.


To samo dotyczy pozostałych emocji. Złość - przerodzona w nienawiść - wywołuje tkanie historii o tym, jacy to ludzie są głupi, beznadziejni, źli. I widzimy wokół siebie to, w co uwierzyliśmy.


Drugim wyjściem jest spotkanie się z emocją. Jakakolwiek by ona trudna nie była. Spotkanie się z nią. Nazwanie. Zrozumienie, dlaczego się pojawiła. I tu mały haczyk.


To nie jest tak, że ktoś nas zdenerwował. To nie jest tak, że coś nas zasmuciło. To jest nasza reakcja na rzeczywistość. Zawsze to MY się denerwujemy, MY smucimy, MY radujemy. Oczywiście, w wyniku jakiegoś zewnętrznego bodźca, niemniej jednak to nasza reakcja.


Kluczowym jest, co z tym zrobimy. MY. Bo przecież nikt inny, tylko my tkamy opowieści, my wpadamy w stany emocjonalne. Nie ktoś. Zatem także MY możemy tego nie zrobić. Możemy uszanować swoją reakcję. Zrozumieć, skąd wzięła się złość. Poszukać W SOBIE.


Czy zastanawiasz się, co w Tobie jest takiego, że coś w świecie zewnętrznym naciska Twoje guziki, doprowadza Cię do stanu, którego nie lubisz, sprawia, że postrzegasz świat, ludzi jako nieprzychylnych? To jest ta przestrzeń, nad którą warto się pochylić. Zrozumienie tego, co w nas nie jest jeszcze uleczone, pomaga w pozbyciu się przekonań, osądów, interpretacji uprzykrzających nam życie.


To tu zaczyna się świadome życie. To tu możemy uzdrowić stare rany. To tu możemy przejrzeć się w Lustrach i rozpocząć podróż po swoim wewnętrznym Pałacu bez omijania komnat, których się baliśmy otwierać, do których wstydziliśmy się zaglądać, o których woleliśmy zapomnieć.


I o tym, kiedy - i czy w ogóle - wyruszysz w tę podróż, decydujesz tylko Ty. Zrobisz to wtedy, gdy będziesz gotowa zająć się sobą. Gdy będziesz gotowa uznać, że jakość Twojego życia zależy od Twojego uzdrowienia.



Komentarze

Oceniono na 0 z 5 gwiazdek.
Nie ma jeszcze ocen

Oceń
bottom of page