Po prostu pójść przed siebie
- Ewa Joanna Sankowska
- 20 mar
- 3 minut(y) czytania

Pójść przed siebie.
Spojrzeć w dal i dokonać wyboru. Idę tam. I pójść. Bez strachu. Bez oczekiwań. Bez zbędnego bagażu.
Po prostu pójść przed siebie.
Gdy dokonujesz sporych porządków w życiu, gdy już zabierzesz się do tego, zaczynasz dostrzegać, że w zakamarkach nazbierało się więcej kurzu, niż przypuszczałaś. Zakasujesz rękawy i – niesiona satysfakcją spowodowaną pierwszymi sukcesami związanymi z czyszczeniem życia – przystępujesz do dalszych prac. I zaczynasz napotykać na drobne przeszkody.
W sprawach wielkich ich nie było. Owszem, czasem potrzebowałaś pomocy, by pozbyć się jakiejś zawalidrogi, by wypchnąć z życia coś, co od lat stoi i blokuje dopływ światła. Wiedziałaś od kilku lat, że nie chcesz, nie potrzebujesz. Więc decyzja była prosta. Nawet jeśli ktoś musiał pomóc.
Sprawy mniejsze, drobniejsze robią sobie z nas żarty. Spoglądają smętnym wzrokiem zbitego szczeniaka i piszczą ze skargą, prosząc o litość, o jeszcze jedną szansę. Oglądasz je ze wszystkich stron i myślisz sobie: może faktycznie, może jeszcze zostawię, może coś jeszcze z tego będzie? Przecież to drobiazg, nie zajmuje wiele miejsca. Zostawiasz. I nie orientujesz się, w którym momencie spraw drobnych nazbierał się cały kufer. A kufer mały już nie jest.
I tak jest z naszym życiem. Potrafisz – być może – podjąć decyzję o zmianie pracy, o ślubie, rozwodzie, o przeprowadzce. A małe sprawki typu zarywanie nocy, odrabianiem zaległości służbowych, wcinanie łakoci podczas długich filmowych seansów, scrollowanie godzina za godziną telefonu, odstawienie „od piersi” znajomości, która nie służy etc. zbierają się jedna za drugą. Zajmują nasz czas, pochłaniają naszą energię, obniżają nastrój. A my twierdzimy, że nie potrafimy sobie z tym poradzić.
Gdy tak o tym myślę, przychodzi mi taka refleksja, że często – choć nie jest to regułą – wcale nie chcemy „odgracić” swojego życia. Może to się wydać nieprawdopodobne, jednak dobrze nam w roli ciepriętnika. Jest na co przerzucić odpowiedzialność za nie do końca udane życie. Zawsze wszak znajdzie się jakaś wymówka. A to dzieciństwo nieszczęśliwe, a to w rodzinie ktoś poważnie chory, a to „ta” koleżanka, która utrudnia życie, a to obowiązków na trzy etaty, a to teściowa złośliwa. I można odetchnąć z ulgą, że nie możemy być szczęśliwi i w ogóle nic nie możemy, bo to (i tu padają argumenty, z którymi trudno dyskutować), bo tamto...
Nie mówię tego, by Ci dokuczyć. Sama nie jestem bez „grzechu” zaniechania tych porządków. Gdy jednak dotkliwie sobie to uświadomimy, nie można już niczego z tym nie zrobić. Wtedy każdy dzień zwłoki uwiera i dokucza. Choć czas oczywiście jest rzeczą względną i może nie ma co się tym tak mocno przejmować...
Mówię to po to, by tym głośniej usłyszeć, co gra mi w duszy. By wybrzmiało to, co tak długo zamiatane było po dywan.
Mówię po to, by każda z nas i każdy z nas usłyszał, że to, co robi ze swoim życiem, jest jego i tylko jego odpowiedzialnością. Nie jesteśmy ofiarami. Ani dzieciństwa, ani rodziców, ani partnerów, ani szefów, ani chorób, ani sytuacji gospodarczej, politycznej, materialnej etc.
Mówię to po to, by móc zrzucić z ramion płaszcz ofiary.
I pójść przed siebie. Bez strachu. Bez oczekiwań. Bez zbędnego bagażu.
Z lekkością kogoś, kto tak naprawdę nie potrzebuje niczego. Nie potrzebuje niczego, bo ma wszystko. W sobie.
Zostawić zatem te zbędne rzeczy. Te przywiązania do przedmiotów, ludzi, wrażeń, doświadczeń, smaków, zapachów etc.
Zostawić – może i nawet z czułością – przekonanie o tym, że potrzebujemy to wszystko. Że potrzebujemy wyjechać, by odpocząć. Że potrzebujemy obejrzeć, by poczuć zachwyt. Że potrzebujemy doświadczyć, by pokochać. Nie potrzebujemy. Wydaje się nam, że potrzebujemy. I póki się tak wydaje, póty szukamy substytutów szczęścia.
Póki się nam wydaje, że czegoś nam brakuje, póty jesteśmy przeświadczeni, że potrzebujemy cokolwiek, by ten brak uciszyć.
Możemy wszakże krok po kroku zacząć wsłuchiwać się w siebie. Możemy, krok po kroku, zacząć odnajdywać w sobie te pogubione kawałki swojej duszy. Możemy, krok po kroku, uczyć się, że wszystko, absolutnie wszystko – jest w nas.
A wtedy nie będzie potrzebny żaden bagaż. Nie będzie żalu zostawienia tego, co się nazbierało.
Będzie można spojrzeć na ścieżaj i pójść tam, gdzie miłość powiedzie.
留言