top of page

Kto kim rządzi? Co czym rządzi?

Zdjęcie autora: Ewa Joanna SankowskaEwa Joanna Sankowska

Zaktualizowano: 1 sie 2024



Nasz mózg jest naszym błogosławieństwem i przekleństwem zarazem. Wszystko zależy od tego, co wiemy o jego funkcjonowaniu i jak tę wiedzę wykorzystujemy.


Powiada się, że człowiek stworzył czas i stał się jego niewolnikiem. Jest w tym stwierdzeniu bardzo, ale to bardzo wiele prawdy.


Zwierzęta zupełnie nie kierują się zegarem w rozumieniu godzin. Funkcjonują w oparciu o potrzeby fizjologiczne i rytm dobowy. Oczywiście, że uczą się, kiedy dostaną od człowieka jedzenie, ale z pewnością nie mają świadomości, że jest godzina 15.00 czy 15.15. Nie mają z pewnością umiejętności myślenia abstrakcyjnego.


Nie to co człowiek... Jednak w tym przypadku może - choć nie musi – być to przekleństwem. Zdolność odczuwania mijających sekund, minut i godzin sprawia, że mamy poczucie, iż coś trwało za krótko lub (nie dogodzisz...) za długo. I już sam ten fakt wystarcza nam do tego, by narzekać. No bo film 7D był świetny, ale trwał tylko pięć minut; zabawa jest przednia, ale to tylko jeden wieczór; wakacje są cudowne, ale to jedynie dwa miesiące; zabieg dentystyczny za to trwa aż dwie godziny; dzień szkolny aż osiem godzin; rekonwalescencja aż kilka miesięcy. Warto zaznaczyć, że nie wszędzie ludzie stali się niewolnikami zegara. Są takie miejsca, w ktorych ludzie umawiają się na spotkania „w porze obiadowej”, na randki „po zmierzchu” i jakoś to funkcjonuje.


Nie to, żestaliśmy się niewolnikami czasu, jest w owej kwestii najgorsze. O wiele gorsze niż subiektywne odczuwanie czasu jest przewidywanie, co się może wydarzyć. Dodajmy – co złego się może wydarzyć. Jesteśmy mistrzami w tworzeniu katastroficznych historii. Całe szczęście nie wszyscy, ale zbyt wielu z nas ma tę nieszczęsną zdolność wymyślania wszelakiego zła, które jest mniej lub bardziej prawdopodobne. Żeby się o tym przekonać, przypomnij sobie, co myślałaś, gdy do naszego kraju dodarły najpier informacje o pandemii, a potem ona sama. Przypomnij sobie, co myślałaś, gdy wybuchła za naszą wschodnią granicą wojna. Co mówili Twoi bliscy. Oczywiście, że żyjemy – jako społeczeństwo – w kulturze strachu. Boimy się niemal wszystkiego. Od utraty ukochanej osoby, przez chorobę (naszą lub bliskich), sprawdzian, egzamin, kredyt (jego uzyskanie, jak i spłatę), utratę pracy, wojnę, śmierć. Nie ma aspektu rzeczywistości, której się nie boimy. Zawsze coś może nie wyjść, nie udać się, zaskoczyć. Generalnie świat jest zagrożeniem, którego należy się bać. Ufff... Jak żyć w tym wszystkim?


Umiejętność myślenia abstrakcyjnego to cecha mózgu myślącego, tzw. kory nowej. Dzięki niej czujemy upływ czasu, wymyślamy historie. Umiejętność odczuwania emocji to cecha mózgu emocjonalnego, tzw. kory starej. Dzięki niej odczuwamy emocje, m.in. czułość, miłość, strach etc.


Historie, które sobie wymyślamy, na przykład te o niechybnej śmierci w wyniku pandemii czy rozszerzajacej się wojny, są wytworem kory nowej. Ale emocje, które w związku z tymi historiami zaczynamy odczuwać, są wytworem kory starej. Proces wygląda tak, że kora nowa stworzyła opowieść. W wyniku popełnionego przez nas błędu, szef wyrzuci nas z pracy. Trzy osoby w moim bloku chorują, więc będę następna. Sytuacja za wschodnią granicą wymknie się spod kontroli i już wkrótce będziemy bombardowani. Mózg myślący zrobił swoje. Teraz mózg emocjonalny się przejmuje tymi historiami. I im bardziej się przejmuje, tym mniej do gadania ma mózg myślący, który na początku może jeszcze próbuje uspokoić, ochłodzić. Po jakimś czasie jednak nie słyszymy już myśli, bo jesteśmy targani emocjami. Przez wichurę, tornado i orkany strachu żadna racjonalna myśl nie przebije się bez wsparcia. Sami sobie fundujemy wojnę wewnątrz siebie.


Co więc robić, gdy nasz własny mózg płata nam takie figle? Recepta jest prosta. Trzeba nam znaleźć dostęp do własnych emocji, uczuć, osądu. Jak? Poprzez umiejętność odnalezienia spokoju wewnątrz siebie, poprzez umiejętność zrelaksowania się, poprzez umiejętność wyciszenia się pomimo zewnętrzego gwaru.


Recepta jest prosta, choć wdrożenie jej może okazać się wyzwaniem. I zabrzmi to z pewnością dla wielu abtrakcyjnie, ale na początku stan relaksu może budzić niepokój. Jeśli bowiem całe życie (lub większość życia) tkwiliśmy w poczuciu strachu, stresie, to odzyskiwanie wewnętrznego spokoju z pewnością wyda się dziwnym stanem. Brak poczucia gotowości na (choćby wyimaginowany) atak czy odparcie ataku jest odczytywane jako bezradność wobec zagrożeń świata. Musi minąć jakiś czas, zanim nasz organizm zrozumie, że brak tej gotowości oznacza brak zagrożenia.


Zmiana zachowań, które nam nie służą, to proces, który trwa krócej lub dłużej – w zależności od człowieka. Chociaż nie można zlikwidować stresu, który – tak na marginesie czasem jest potrzebny, bo mobilizuje do działania, w tym do ratowania życia, to można nauczyć się wracać do stanu spokoju. A gdy wracamy do niego, nie możemy odczuwać stresu. Oba te stany się wykluczją. Czyli pracując nad wywołaniem harmonii, pracujemy nad wykluczeniem stresu.


Jest to - jak się zdaje – logiczne. I możemy z czystym sumieniem rzec, że nasza racjonalna część się rehabilituje. Tedy bez paniki, ale i bez euforii, z godnością człowieka dokonującego słusznych wyborów zatrzymajmy się w codziennym biegu i skorzystajmy z dobrodziejstw wszelakich relaksacji i rytuałów wspierających nasz dobrostan.


 
 
 

Comments

Couldn’t Load Comments
It looks like there was a technical problem. Try reconnecting or refreshing the page.
bottom of page