top of page

Kłamstwo.

Zdjęcie autora: Ewa Joanna SankowskaEwa Joanna Sankowska

Moc decyzji należy do mnie.


Nie do cioci Krysi. Nie do rodziców. Nie do kumpla z klasy. Nie do przyjaciółki. Nie do aktorki, której jestem fanką. Do mnie. I tylko do mnie.


Spędziłam ponad dwadzieścia lat w szkole - podstawowej, gimnazjalnej i licealnej. Z przyjemnością słuchałam zbyt często usprawiedliwień "to nie ja, to on". Zawsze zalazł się jakiś "on", który sprowokował, zainicjował czy zmusił. Zawsze jakiś "on" powinien ponieść konsekwencje. Nie ja. Bo ja tylko...


Kończymy szkołę i niewiele w tej kwestii się zmienia. Ciągle mamy kogoś, kto jest winny. A to politycy wyższego czy niższego szczebla, a to rodzice, a to mąż, a to sąsiadka, a to koleżanka, a to szef, a to teściowa, a to lekarz, a to kierowca autobusu, a to... ktokolwiek... Znajdujemy winnych z łatwością i lekkością. Odsuwamy od siebie odpowiedzialność z gracją baletnicy. W końcu uprawiamy ten sport od wczesnego dzieciństwa.


Sami siebie okłamujemy. To nie inni są winni i odpowiedzialni za nasze decyzje. Cokolwiek by o tych "innych" powiedzieć, od nas zależy, jak zareagujemy na ich słowa, miny, czyny... Choćby były podłe czy złośliwe, choćby były okrutne i pełne przemocy, choćby były przekonujące i wiarygodne. To ciągle od nas zależy, co z nimi zrobimy.


To my, nie "oni" reagujemy złością, irytację, to my się mścimy, to my wierzymy, to my podejmujemy rękawicę... Bo od nas zależy, co zrobimy z tym, co słyszymy, widzimy, czego doświadczamy. Od nas zależy, czy wierzymy w to, co słyszymy w telewizji. Od nas zależy, czy uznamy czyjąś perspektywę za własną. Od nas zależy, czy odpowiemy złością na czyjąś niegodziwość.


Z perspektywy pięćdziesięciu lat widzę, że mój żal nie jest winą kogoś drugiego. To ja sama wbiłam się w rolę ofiary. Moją była decyzja uznania siebie za poszkodowaną z tego czy innego powodu.


Moja irytacja była nie była winą kogoś, kto nie sprostał zadaniom wynikającym z funkcji, jaką pełnił. To były moje emocje, którym pozwoliłam rosnąć i rosnąć.


Podejrzewam, że każdy doświadcza - częściej lub rzadziej - przerzucania odpowiedzialności za swoje życie na kogoś innego. Może się wydawać, że tak jest łatwiej. Wszak nie od nas wtedy zależy to czy owo. Czujemy się usprawiedliwieni. Łatwiej jest funkcjonować w roli ofiary niż przedsięwziąć jakieś kroki, by wyjść z danej sytuacji. Łatwiej jest uwierzyć w swoją bezradność niż przejąć odpowiedzialność. Łatwiej jest się złościć niż spojrzeć z dystansu.


Wiem. Zdarza mi się i teraz. Z tą różnicą, że szybciej się łapię na tym, co robię. I robię krok wstecz.


Wiem też, że podjęcie decyzji o działaniu lub jego zaniechaniu musi wynikać z głębokiego przeświadczenia, dlaczego tak, a nie inaczej. Dlaczego nie biorę za pewnik tego, co słyszę w wiadomościach. Dlaczego właściwie ich nie słucham. Dlaczego odchodzę z pracy. Dlaczego rezygnuję z jakiejś znajomości. Dlaczego odstawiam słodycze. Dlaczego zaczynam uprawiać jakiś sport. Dlaczego, dlaczego, dlaczego...


Co jest przyczyną moich decyzji. Bo na pewno nie to, że ciocia Krysia powiedziała tak czy siak. Nie to, że Jolka z Kaśką mnie obgadamy. Nie to, że ten polityk to, tamten - coś innego. Nie to, że nie mam silnej woli. Nie to, że jestem w przemocowym związku. Nie to, że moi rodzice nie dali mi miłości. Nie to, że jestem zmęczona. Nie.


Przyczyna moich decyzji jest we mnie. Uwierzyłam, bo to jest łatwiejsze od samodzielnego myślenia. Zrobiło mi się przykro, bo nie wierzę w siebie. Nie doprowadzam spraw do końca, bo się czegoś boję. Nie podejmuję decyzji, bo tak jest łatwiej. Nie wycofuję się z toksycznych relacji, bo rola ofiary mnie wyróżnia.


Okrutne? Nie. Odarte z pazłotek jedynie. Surowe. Nagie. Bo prawda jest taka, że to ja i tylko ja podejmuję decyzję. Zawsze. Choćby w tej chwili.


I zaczynam działać. Nie od poniedziałku. Nie od przyszłego miesiąca. Nie od kolejnego roku. Teraz. Decyzja jest moja. Mogę ją podjąć w każdej chwili.


Z poziomu akceptacji, że było, jak było. Bez samobiczowania. Bez wstydu. Bez żalu. Że świadomością, że każdy błąd można naprawić. Z wiarą w zmianę. Z miłością. Przede wszystkim do siebie. Albowiem jeśli nie kocham siebie, nie pokocham tego, co postrzegam.


Nie za tydzień, nie jutro. Dziś. Teraz. Oto moja decyzja.





 
 
 

コメント


bottom of page