top of page

Jak przetrwać przygotowania do świąt?

kontakt3439



Świąteczne porządki mogą dać w kość. Mogą zapędzić nas w kozi róg. Ze szmatą i miotłą w ramach towarzystwa. Zakupy także mogą przysporzyć frustracji. Te nerwy: dostanę świeży koperek czy już nie? Kiedy kupić mięso i ryby, żeby nie mrozić, a jednocześnie, żeby nie zdążyły się zepsuć? Tak, te ostatnie pytania zadaję sobie corocznie i za każdym razem mam ze sobą zabawę pod tytułem: czy dzisiaj nie za wcześnie? Czy jutro nie za późno (bo nie będzie albo w sklepach zapanuje dziki tłum). Komentarze przy stole dotyczące przyprawienia potraw, obecności tej, braku innej mogą dopełnić czarę goryczy. Myślenie o prezentach, kupowanie, pakowanie i oglądanie średnio zadowolonych twarzy obdarowanych, no i poczucie rozczarowania, że dostało się coś, co totalnie rozmija się z naszymi potrzebami, marzeniami i poczuciem estetyki może z kolei spowodować solenną obietnicę, że to ostatnie święta w życiu...


Mam kilka sposobów na to, by zadbać i o święta, i o swój dobrostan.


Po pierwsze w listopadzie robię sobie listę porządków. Wygląda mniej więcej tak: 15 listopada: szufladki z biżuterią; 16 listopada: szafka przy biurku; 17 listopada: szuflady z ręcznikami; 15 grudnia: spiżarnia; 16 grudnia: szafki w kuchni; 17 grudnia: lodówka. I tak dalej. Zaczynam od tego, co zamknięte (szafy z obrusami); kończę na tym, co widoczne i co jest zagrożone zakurzeniem, wprowadzeniem chaosu (np. lodówka, dekoracje świąteczne). Powoli i niespiesznie. Ileż radości mają wtedy takie porządki. Ileż się odkrywa ciekawostek, zapomnianych lub szukanych rzeczy. Jest to też czas na selekcję dobytku. Oddaję wtedy sporo. Sprzedaję. Ostatecznie wyrzucam. Robię miejsce na NOWE.


Mój Mąż co roku się dziwi, że tak wcześnie. Co roku także lista ulega modyfikacjom ze względu na nieprzewidziane wypadki losowo-pogodowo-jakiekolwiek. I dobrze, bo lista jest dla mnie, nie ja dla listy. A jeśli czegoś nie zrobię, to się nie biczuję. Skupiam się na tym, co zrobiłam, nie - na co nie miałam już czasu czy ochoty.


Dlaczego to dla mnie ważne? Bo jest to czas spędzany z biskimi. Niezależnie od światopoglądu - ważny. Nie trzeba przechodzić tego okresu jako wydarzenia religijnego, aby odkryć jego znaczenie. Odświętnie nakryty stół, potrawy, których na co dzień się nie robi, prezenty, ustrojona choinka, świece - to sprawia, że czujemy wyjątkowość tych chwil. A gdy jest to czas wyjątkowy, dobrze go spędzić w czystej, odświętnej przestrzeni. Sama choinka tej odświętności nie załatwi. Ale najważniejszym jest robienie tego z zgodzie ze sobą.


Tak, jak robię listę porządków, tak robię listę potraw świątecznych i artykułów do nich potrzebnych. Dzielę je na kilka grup: do kupienia wcześniej (puszki, mąka, suszone owoce, przyprawy itd.), do kupienia bliżej świąt (masło, śmietana itd.) i do kupienia przed samymi świętami (mięso ryby, warzywa, owoce). Z listą wszystko jest łatwiejsze, choć nie eliminuje zakupów dodatkowych;). Zwykle największe wyzwanie dotyczy tego, kiedy kupić mięso, ryby, warzywa, owoce, żeby zachowały świeżość, ale żeby nie zastać w sklepach pustych półek. I zwykle robię to dwa-trzy dni przed świętami, pekluję i pozostawiam losowi. Rzecz nie dotyczy koperku, z którym ciągle się rozmijamy w naszych planach. Mam nadzieję, że się jeszcze kiedyś zejdziemy:)


Na uwagi dotyczące potraw rada jest jedna: nie reagować. Jeśli ktoś chce dokuczyć, zawsze dokuczy. Zwykle wynika to z potrzeby bycia zauważonym, co z kolei bierze się ze strachu przed byciem niezauważonym. I tyle. Każda z nas ma kilka anegdot dotyczących tego, jak życzliwa ciocia skomentowała naszą sałatkę, a matka po spróbowaniu zaczęła udzielać rad, jak należy robić to właściwie. I wiecie co? Właściwie znaczy z miłością. Kropka. Może być przesolone, niedopieczone. Może być za mało, za dużo. Za jakkolwiek. Ważne, że przygotowywanie tych potraw dało dużo radości. To też robię z listą. Poza pierniczkami czy piernikiem, z których w tym roku zrezygnowałam (bo święta są dla mnie, nie ja dla nich i mam prawo decydować o tym, co przygotuję, a co musi poczekać na swój szczęśliwy czas) piekę, gotuję dzień przed i w samą wigilię do południa. Mam taki program w głowie (tak, wiem, wiem...), że jeśli zrobię wcześniej, to będzie nieświeże. Ale mogę sobie na to pozwolić. Wiem, że w niektórych domach zbiera się spora gromada, czasem nawet kilkunastu osób i nie sposób zrobić wszystko dzień przed świętami. I tu znowu: robimy z zgodzie ze sobą. Ja osobiście - dzięki zaplanowaniu - mam już posprzątane i oddaję się kulinarnej magii.


A z prezentami radzę sobie w taki sposób, że piszę list do Mikołaja. Po prostu. Pozycji w nim jest sporo, więc zawsze jest niespodzianka, bo Mikołaj wybiera coś z listy, a jednocześnie dostaję to, o czym marzę. I proszę o to samo Bliskich. Nie z każdym wychodzi. Moja Przyjaciółka na ogół zapomina. Trudno. Szansę miała;). Zresztą deklaruje, że lubi niespodzianki, więc niespodzianki dostaje - każdemu to, czego pragnie;).


Dzisiaj, a piszę ten post dzień przed publikacją czyli w środę - cztery dni przed świętami - jeszcze nie zrobiłam niczego ze swojej listy. Bo i na dzisiaj nic nie miałam wpisanego. Za to chciałabym zrobić zaległą rzecz sprzed kilku dni. Tak jak wspomniałam, moja lista jest dla mnie, nie ja dla niej. Tworzę ją tak, by mieć pewien luz, że jak czegoś nie zrobię któregoś dnia, bo będę się gorzej czuła lub po ludzku nie będzie mi się chciało, to mogę to zrobić innego dnia, na który nie zaplanowałam niczego albo niewiele.


Dobrze jest też zaplanować czas na przyjemności. Na spotkania z ludźmi, na których nam zależy. Na spacery. Na książkę, film. Na to, co lubimy robić. Jutro (czyli w dniu ukazania się postu) jadę piękną drogą w piękne miejsce, by zjeść śniadanie w zacnym towarzystwie.


Czy rozumiem zatem pojawiające się w mediach hasła: przedświąteczny chaos, gonitwa, zmęczenie, nerwy? Tak. Rozumiem. Przechodziłam przez to. Wiele lat siadałam do stołu wigilijnego z bolącym kręgosłupem i marzyłam o szybkim zakończeniu wieczerzy. Ale w końcu zrozumiałam, że to ja tworzę ten czas i jeśli będę zmęczona, niezadowolona, to na nic potrawy wigilijne, na nic porządki, na nic prezenty.


Szczególnie więc w tym okresie, który jest bardziej intensywny niż zwykle, pamiętam o rytuałach dobrostanu. Pamiętam o tym, co mnie wspiera i raduje. Co mówiąc, kończę pisanie, albowiem zbliża się pora popołudniowej herbaty pitej z Mężem w blasku kominkowego ognia.






 
 
 

Комментарии


bottom of page