top of page

Jak nie zwariować wśród ludzi...

Zdjęcie autora: Ewa Joanna SankowskaEwa Joanna Sankowska



Bywają chwile, w których kontakty z bliźnimi wydają się być istnym dopustem Bożym.


Myślisz czasami, że "ludzie są niepoważni", że "z dorosłymi to gorzej niż z dziećmi", że "nie myślą", "nie ogarniają", że tracisz swój cenny czas na bezproduktywne, bezsensowne kontakty w innymi?



Twoje emocje, nawet jeśli są wywołane przez zachowania innych ludzi, wpływają na Twój dobrostan. Co więc zrobić, żeby zadbać o swój dobrostan, nie wyprowadzając się do amazońskiej dżungli?


Po pierwsze należy sobie uzmysłowić, że nie będziesz miała dobrych relacji z innymi ludźmi, jeśli nie stworzysz dobrych relacji z samą sobą. Wszystkie żale, smutki, oczekiwania, nerwy, irytacje, które odczuwasz wobec siebie, wcześniej czy później zaczniesz przerzucać na innych.


Jeśli więc myślisz, że jesteś do niczego, bo nie wychodzi Ci zmiana, jaką chciałabyś wprowadzić w swoim życiu, zaczniesz dostrzegać w ludziach to, czego nie potrafią zrobić i będzie Cię to irytować. Jeśli uważasz, że nie zasługujesz na awans, miłość, szacunek, trudno Ci będzie szczerze gratulować awansu komuś innemu, czuć bezwarunkową miłość czy obdarzyć innych szacunkiem.


Zatem podstawą relacji z innymi jest relacja ze sobą. Umiejętność dostrzeżenia w sobie Piękna, Dobra i Prawdy, że tak wywołam Platońską Triadę, nie jest łatwa, ale od tego właśnie trzeba by zacząć. Mam świadomość, że wiele z nas zostało wychowanych w kulturze wstydu i nadmiernej skromności graniczącej z surowym osądem samej siebie, niemniej jednak czas położyć temu kres. To nie przyjdzie od razu, ponieważ nie jest łatwo pozbyć się krytycyzmu względem siebie. Ale krok po kroku, zaczynając od małych rzeczy, można sobie z tym poradzić.


Trzeba by też polubić przebywanie w swoim towarzystwie. Oczywiście jesteśmy bardzo różne i niektóre z nas potrzebują mieć wokół siebie ludzi, tyle że wsłuchanie się w siebie z uważnością możliwe jest jedynie w odosobnieniu. Warto tedy zadbać w ciągu dnia o kilka chwil tylko ze sobą. Po to, by porozmawiać ze sobą, poczuć swoje emocje, spróbować zrozumieć ich źródło. Po to, by wybaczyć sobie błędy, utulić w smutku, poczuć zrozumienie dla lęku. Po to, by dać sobie czułość, akceptację, nadzieję.


To, co się w nas dzieje, jest szalenie ważne i nie można od tego uciekać. Takie próby nigdy nie kończą się sukcesem. Walka ze swoim cieniem dla wielu z nas może się okazać wyzwaniem życia. I temat na inny post.


Kolejnym warunkiem dobrostanu relacyjnego jest dozowanie sobie kontaktów z ludźmi. Każdy z nas ma inną odporność na hałas, zamieszanie, różnorodność i samą obecność innych osób. I nie chodzi o tolerancję czy jej brak, a o naszą wrażliwość oraz zapotrzebowanie na kontaktowanie się z innymi. Są tacy, którzy chętnie przebywaliby wśród ludzi od rana do wieczora, a są i tacy, którzy świetnie sobie radzą bez nich. Zatem należy wsłuchać się w siebie, swoje potrzeby i wybierać to, co jest zgodne z nami.


Innym ważnym aspektem wydaje się być dobieranie sobie znajomych, którzy mają podobne wartości. Nie chodzi o skreślanie z listy tych, którzy myślą inaczej, o obrażanie się na nich. Chodzi o to, że - skoro nie mamy podobnych wartości - trudno nam będzie spędzać ze sobą miło czas. Owszem, warto od czasu do czasu wymienić się w ognistej dyskusji argumentami, ale na co dzień bardziej wspierająca jest obecność kogoś, kto ma te same czy podobne ideały, czyta podobną literaturę, ogląda podobne filmy, spędza wolny czas w podobny sposób etc.


Istotne też jest, w jaki sposób spędzamy czas z ludźmi. Naturalnie w pracy nie mamy zbyt wielkiego wyboru, gdyż nasze aktywności wynikają z zadań wynikających z kalendarza, ale i tu mamy jakiś margines możliwości. O co chodzi? O to, by nasze kontakty z ludźmi nie były miałkie. Oczywiście - gdy robisz sobie przerwę w pracy - będziesz wolała się pośmiać zamiast prowadzić dysputę filozoficzną i to jest normalne. Warto jednak pamiętać, by nasze rozmowy nie ograniczały się tylko do żartów. I nie chodzi o to, że żarty są złe. Są dobre i pomagają zarówno rozładować napiętą sytuację, jak i podnoszą (właściwie nie one, a wywołany nimi śmiech) poziom endorfin i dotlenienia organizmu, zatem są bardzo wskazane jako przerywnik w pracy. Niemniej jednak nie na tym powinny się kończyć nasze relacje z bliźnimi. Kontakty z ludźmi winny nas uczyć, rozwijać, pokazywać możliwości, rozszerzać horyzonty, inspirować.


Tego można doświadczyć nie tylko w obecności kogoś mądrzejszego. Tu nie chodzi o skreślanie z listy znajomych wszystkich, którzy ukończyli mniej klas niż my. Uczyć się można miłości od babci mającej doświadczenie, od listonosza - wytrwałości, od siostrzenicy - radości życia, od sąsiada - ciekawości świata. Oczywiście wiele zależy od nas samych, od tego, co potrafimy dostrzec w drugim człowieku. Ale jeśli nie dostrzegamy niczego, jeśli czujemy, że tracimy czas, męczymy się i zupełnie nie jest dla nas ta relacja wspierająca, to czy warto ją życiu?


Może jednak lepiej skupić się na relacjach, które wynikają z wzajemnego szacunku i sympatii? Może w nie warto inwestować? Pogłębiać? Może na spotkania z tymi ludźmi lepiej przeznaczyć swój czas i energię? Na to, by owe relacje nie były powierzchowne... By się pogłębiały z każdym spotkaniem. Może lepiej oswajać innych ludzi - jak Mały Książę Lisa - nie kolekcjonować setki czy tysiące pseudo znajomych?


Warto więc zrobić rachunek sumienia (bez żalu za grzechy), czy pierwszą rzeczą, gdy spotykamy się ze znajomymi, jest wyjęcie telefonu z torebki czy kieszeni i położenie go na stole. Już sam ten gest mówi, że spotkanie nie ma dla nas wielkiej wartości. Warto może ten telefon w ogóle zupełnie wyciszyć, by nie dać szans nikomu na przerwanie spotkania? Może też warto przeznaczyć na spotkania więcej czasu, by dać sobie i drugiej osobie szansę na otworzenie się? I wcale nie chodzi o głębokie zwierzenia, ale o to - na początek - by zacząć mówić o swoich emocjach, a przestać streszczać historie, jakie nam się wydarzyły. Zbyt często opowiadamy sobie długie historie. Zbyt rzadko mówimy o swoich emocjach. Oczywiście one są za tymi opowieściami, ale może warto je zwerbalizować, powiedzieć o nich wprost?


Może też warto posłuchać, tak naprawdę posłuchać, co mówi druga osoba? jakie emocje się kryją w opowieści? Może warto pokusić się o zrozumienie drugiego człowieka? Oczywiście, że w swoich emocjach jesteśmy tak naprawdę sami. Nikt nie odczuje tego, co my czujemy. Nie dlatego, że nie chce, ale dlatego, że ma swoje doświadczenia, swoją wrażliwość. Niemniej jednak może przełożyć sobie nasze doświadczenie przez pryzmat swoich. I spróbować. I warto dać to samo jemu. Bo w relacjach międzyludzkich ważna jest wzajemność. Gdy jej nie ma, trudne, a wręcz niemożliwe jest zbudowanie czegokolwiek.


Warto też dać swój czas. Obdarzyć zaufaniem. Otworzyć serce. Pokazać, że za granicą skóry jest Człowiek.




 
 
 

Comentarios


bottom of page