Do czego właściwie potrzebna ta uważność?
Pracowałam 23 lata w szkole i sam ten fakt sprawił, że uważność dla mnie jest podstawą podstaw. Wiem bowiem z obserwacji, iż jej brak odpowiedzialny jest za niemal wszystko, co w praktyce szkolnej może się przydarzyć. Zarówno uczniowi, jak i nauczycielowi.
Gdy zaczęłam pracę, niezwykle bawił mnie fakt istnienia formy sprawdzania umiejętności, jaką jest czytanie ze zrozumieniem. Komuś, kto chodził do szkoły w latach 70. czy 80., nie mieści się w głowie, że można sprawdzać, czy uczeń rozumie, co czyta w ojczystym języku. Okazało się jednak, że owszem, jest to możliwe. Mało tego, ze zdziwieniem zauważyłam, że z roku na rok ta forma stawała się coraz bardziej nielubiana przez uczniów.
Oczywistym zdaje się wniosek, że - aby przeczytać coś ze zrozumieniem - trzeba to przeczytać uważnie. Inaczej się nie da. Pojawia się więc pytanie, z czego się bierze brak owej uważności. I czy oby na pewno winni są uczniowie, jeśli w ogóle o jakiejś winie mówić można.
Pamiętam, jak syn mojej Przyjaciółki - w jakiejś drugiej klasie szkoły podstawowej - po chorobie miał wrócić do szkoły i dobra mama pomagała dziecku w odrobieniu pracy domowej. Zadanie polegało na tym, by odpowiedzieć na pytania do tekstu. Właściwie nie: odpowiedzieć, a: dopasować odpowiedzi do pytań. Pytań było - powiedzmy - sześć. Pierwsze niebieskimi literami, drugie - żółtymi, trzecie - czerwonymi etc. Odpowiedzi zaś - czarnymi literami, ale na kolorowym tle - każda odpowiedź na innym. Chłopczyk po drugim pytaniu się zorientował, że odpowiedź na zielonym tle pasuje do pytania zapisanego zielonymi literami itd. Praca więc polegała nie na szukaniu właściwych odpowiedzi, a na wycinaniu i wklejaniu.
Czemu zatem takie zadanie ma służyć? Albo autor zeszytu ćwiczeń uważa dzieci za mało rozgarnięte, albo sam nie do końca chce, by się czegoś nauczyły. To jedno spostrzeżenie. Drugie dotyczy skutków takich działań. Jeśli dziecko nie nauczy się myśleć w młodszych klasach szkoły podstawowej, to nie ma wyjścia - owoce tego będzie zbierać w późniejszym czasie.
Nie potrafi się skupić na tekście, bo nie zostało tego nauczone. Nie potrafi wyciągnąć wniosków, bo nie przeczytało z uwagą. Nie potrafi połączyć faktów, bo ich nie zna. A nie zna, bo nie przeczytało z uwagą. Czy to wina dziecka? Rzekłabym, że częściowo - owszem. Ale w większej mierze - systemu, który najpierw nie motywuje dzieci do myślenia, a potem stawia wysokie wymagania.
Tak, nauczyciele starszych klas się denerwują. Bo od nich wymaga się efektów. Trudno zaś o te efekty, jeśli przyczyna tkwi we wczesnych klasach szkoły podstawowej. Czy to wina nauczycieli kształcenia wczesnoszkolnego? Rzeczony syn mojej Przyjaciółki był zły na swoją panią, bo - poza tymi ćwiczeniami pozbawionymi wielkiego sensu - wymagała od nich też pisania w zeszytach, a klasy równoległe tego nie miały. Złość ucznia, że musi robić więcej niż ktoś inny, jest naturalna. Naturalne jest to, że nauczyciele są różni. System - jeden.
Brak owej uważności widoczny jest też w mowie. Zza zagrody naszych zębów, żeby tak Homerem zacząć, wymykają się słowa, zdania, nad którymi się nie zastanawiamy. rzecz nie dotyczy tylko dzieci, młodzieży, ale też dorosłych. Na pewno każdy zna kogoś, kto miele jęzorem po to tylko, żeby mleć. Raz mówi jedno, raz drugie. Właściwie nie wiadomo, czego się trzymać. Czy kłamie? Trudno rzec. Podejrzewam, że wiele osób nawet tego nie kontroluje.
Bardzo łatwo zranić słowem i zdarza się to każdemu. Często zupełnie nieświadomie. Wielu z tych sytuacji dałoby się uniknąć, gdybyśmy wkładali więcej uwagi w to, co mówimy.
To zresztą ma też i drugą odsłonę. Uważność daje też umiejętność wstrzymania się od interpretacji. Bardzo często czyjeś zachowanie czy słowa interpretujemy zgodnie ze sowimi przekonaniami. Jesteśmy pewni, że ktoś "coś myślał", gdy robił czy mówił. Obarczamy go intencją, jakiej - być może - wcale nie miał.
Tak sobie myślę, że uniknęlibyśmy bardzo wielu konfliktów, zarówno tych na gruncie prywatnym, jak i zawodowym, gdybyśmy więcej myśleli, co sami mówimy, a mniej myśleli, co inni myślą (czy raczej, co nam się wydaje, że myślą).
Uważność daje też możliwość poznania siebie. Zwrócenia się ku swoim emocjom, myślom, marzeniom. Ta refleksja zaś pomaga zbudować życie takim, jakim chcemy je widzieć. Bowiem to uważność właśnie pomaga nam nazwać nasze wartości, wyznaczyć cele, sposoby ich osiągnięcia. Bez tego można uczynić swoje życie jałowym, nudnym, kiepskim.
Oczywiście potrzebna jest to tego odwaga. Albowiem stanięcie oko w oko ze sobą łatwe nie jest. Prościej jest zagłuszać swoje potrzeby używkami, plotkami, głośną muzyką, gwarem, pośpiechem. Prościej. Pytanie, czy sensowniej...
Uważność daje też szansę zweryfikowania swoich planów czy poglądów. Uczymy się całe życie. A moze raczej - całe życie docierają do nas różne bodźce, które mogą nas czegoś nauczyć. W związku z tym konfrontujemy to, co do nas przychodzi, z tym, co już w sobie mamy. Często to są konfrontacje burzliwe. Nie wyrażamy zgody na coś, nie akceptujemy. Ale też warto od czasu do czasu postawić swoje utarte szlaki myślowe postawić pod znakiem zapytania. Zapytać się uczciwie: a co, jeśli jest inaczej?
Czy to coś złego zmienić zdanie? Zawrócić z drogi, na która się wkroczyło? Zmienić plany? Nie. Błędem jest mieć klapki na oczach i iść przed siebie bezmyślnie w stronę, w którą zostaliśmy popchnięci kiedyś dawno.
Gdy więc zadajemy sobie pytanie: do czego właściwie ta uważność jest potrzebna, odpowiedzi można się spodziewać jednej: do wszystkiego. Do świadomego kreowania swojego życia. Albowiem na uważności zbudować da się wszystko.
Comments